Postprodukcja i retusz zdjęć - 5 najczęściej zadawanych pytań.

Dużo osób pyta mnie, dlaczego nie można dostać zdjęć od razu po sesji. Dlaczego jako fotograf chcę wybrać te najlepsze (bo przecież możesz wysłać mi wszystkie, ja sobie sam przebiorę), dlaczego zajmuje mi to tyle czasu (przecież już widziałem na aparacie, że były okej) oraz dlaczego nie można tego robić w darmowym, automatycznym programie/aplikacji do retuszu online. Dajmy na to, że zamkniemy dziś temat przerabiania zdjęć w Gimpie, retuszowania, fotoszopowania i innych zabiegów, które stosuję. A może rozpoczniemy lawinę nowych zapytań? Kto to wie!
1. Żadne narzędzie automatyczne nie da efektu wow, czyli dlaczego nie używam narzędzi/filtrówi automatycznych*.
Filtry Instagramowe, które stały się naszą codziennością wzbudziły przekonanie, że retusz fotografii, to głównie praca automatyczna komputera, za którą kryją się jakieś tajemne algorytmy (zaklęcia), które wydobywają ze zdjęć to, co najlepsze (abrakadabra). Żeby przybliżyć Wam temat - każdy piksel zdjecia (grafiki rastrowej) zapisany jest w liczbach - zakres RGB lub HSV ma określone spektrum kolorów, a każdy z nich ma swój numer. Nakładanie filtrów to nic innego, jak praca komputera na liczbach - najczęściej wzmocnienie kontrastu, nasycenia, zdjęcie szumów i inne, zgodnie z automatycznym zaprogramownaiem. Komputer po przetworzeniu zdjęcia nie jest w stanie go ocenić: czy zdjęcie jest ładne, czy dobrze przerobione - aspekt piękna czy harmonii może ocenić tylko człowiek (problem tworzenia sztucznej inteligencji na poziomie egzystencjalnym!). 
Dlatego ręczny retusz, jest niezastąpiony. Jako retuszer decyduję, czy zdjecie ma być jaśniejsze, czy ciemniejsze, kontrast silniejszy czy słabszy, jak wykadrować zdjęcie, aby zwrócić uwagę na oczy modelki, co ze zdjęcia warto usunąć? Te i inne pytania tworzą z osoby wykonującej postprodukcję lub retusz osobnego twórcę, który z produktu A wykonuje produkt A'. 
Moje ulubione zdjęcie-argument, które pokazuję każdemu, kto wątpi w posprodukcję manualną załaczam poniżej. Żaden automatyczny filtr nie zrobiłby z tego zdjecia tego, co zrobiłam.

Zdjęcie A, którego przeróbkę A' wykonałam pochodzi z Fuchsfee tutaj!
2. Zdjęcia muszą odleżeć 5 dni roboczych - czyli dlaczego nie ma zdjęć od razu po sesji.
Oczywiście żartuję z długością dni, ale tak - na zdjęcia trzeba spojrzeć z dystansu, aby wykonać odpowiednie korekty. Czasami podczas sesji wydaje mi się, że będę zdjecia rozjaśniać, wyostrzać i ocieplać, a z perspektywy czasu widzę potencjał w chłodnym oświetleniu, które udało sie osiągnąć. Tyle że to argument dla mnie, a jaki mam argument dla mojej modelki, która godzinę po sesji chce zobaczyć chociaż jedno zdjęcie? Ano taki, że albo dobrze, albo szybko. Jeśli mam wydać super zdjęcia, to muszę się nad nimi pochylić, żebym sama była zadowolona z postprodukcji. Unikam też wykonywania przeróbki najlepszego zdjęcia jeszcze w dniu sesji, żeby wysłać ekspresowo jako zajawkę całości. Zazwyczaj na drugi dzień po sesji przysiadam na spokojnie do całości i pierwsze pięć zdjęć (nigdy pięć najlepszych! najlepsze zawsze na koniec!) odpowiednio dopieszczonych w Gimpie wysyłam mailowo.

Autorką zdjęcia oryginalnego jest Transnoctem, link do jej DA. Zdjęcie zretuszowane w Gimpie, co zajęło około dwóch godzin. Jeśli ma być ładnie, nie może być szybko!

3. Gimp to narzędzie, które wystarcza moim potrzebom - czyli dlaczego nie pracuję w Photoshopie.
Czy usuniesz mi w Photoshopie pryszcza? Czy sfotoszopujesz moje zdjęcie? Przerobisz mnie w Photoshopie? Dobrze, że jest Photoshop! Ten program zawłaszczył sobie temat retuszu tak bardzo, że czasem nawet nie tłumaczę, że pracuję w Gimpie. Z drugiej jednak strony jestem wielką agitatorką tego narzędzia, które doskonale wpasowuje się w mój styl pracy, więc lubię też to podkreślać. W tym rozdarciu warto na chłodno zauważyć plusy i minusy pracy na tym darmowym narzedziu do obróbki zdjęć. Plusy: Gimp jest darmowy, posiada 70% funkcji Photoshopa (lub miejsce na nie w postaci wtyczek) oraz nie potrzebuje wielkich wymagań sprzętowych, by dobrze pracować; natomiast minus: nie posiada 30% funkcji Photoshopa. Tę jedną wadę niweluje fakt, że ja nie potrzebuję tych 30% narzedzi specjalistycznych, a zwykłej pracy na krzywych, na kanałach kolorów, pracy z łatką czy maską. Nic szczególnie skomplikowanego. (Dawniej utrzymywaną przez zwolenników Adobe wadą był fakt, że Gimp jest narzędziem nieprofesjonalnym, co zostało obalone przez wtyczki umożliwiajace znacznie więcej funkcjonalności oraz efekty prac zawodowych grafików działających z Gimpem). Natomiast to, czego Gimp mi dotąd nie dał to obsługa plików RAW (wykonuję to w RawTherapee, również narzedziu darmowym). Podsumowując, photoshopa nie mam, ponieważ jest to dla mnie nieopłacalna inwestycja - jeśli byłabym profesjonalnym fotografem, prawdopodobnie pracowałabym w środowisku Adobe. Jeśli ktoś uważa, że jestem gorszym retuszerem, ponieważ pracuję w Gimpie, a nie Photoshopie, Lightroomie czy Corelu, może udać się do Ministerstwa Skarg i Zażaleń i wypełnić na mnie druk numer pięć.

Retusz w Gimpie polegajacy na plastyce czaszki :) Zdjęcie moje z Pyrkonu 2017. Gimp daje radę!

4. Trzy takie same ujęcia z jednego kadru zawsze się opatrzą - czyli dlaczego nie wysyłam wszystkich zdjęć, a tylko najlepsze.
Niezrozumienie ze strony osoby, której robię zdjęcia zawsze jest takie samo - przecież chcemy mieć możliwie maksymalną ilość zdjęć od fotografa! Z drugiej strony obiektywu natomiast wygląda to zupełnie inaczej. Nie jestem fotografem idealnym i robię zazwyczaj jedno zdjęcie pięć razy, a przy oglądaniu klatek na komputerze wybieram jedną z tych pięciu, najlepiej oświetloną, ustawioną, ostrą. To, że potrzebuję zrobić 300 zdjęć żeby finalnie oddać 50 znakomitych jakościowo zdjęć, wynika z mojej wciąż słabej szkoły i praktyki, a nie ze skąpstwa. A już na pewno nie z formalizmu "przecież umówiliśmy się na 50, więc w czym problem"! Ważny jest też aspekt niepowtarzalności zdjęć. Jeśli wyślę kilkanaście zdjęć i wśród nich jedno, na którym dwuletni model jest zapłakany, pomyślisz "jaki słodki, biedny aniołeczek, ciekawe, czemu wtedy płakał". Jeśli wyślę Ci dwadzieścia zdjęć i pięć wśród nich zapłakanych, przestaną budzić w Tobie tę emocję, bo zdjecie się opatrzy. Ewentualnie pomyślisz "co on tak ciągle płacze i płacze, płaczek jeden". 

Zdjęcie mojego autorstwa z Pyrkonu 2017r. Zrobiłam na bardzo szybkiej migawce 8 takich zdjęć, po czym wybrałam to właśnie. Jest to moje ulubione zdjęcie z tegorocznego Pyrkonu. Było warto zrobić pozostałe siedem dla tego jednego!



 5. Dobry retusz to taki, którego nie widać - czyli dlaczego chcesz mnie retuszować!?
Wiele osób (szczególnie kobiet) chce aby im to i owo delikatnie mówiąc "wyprofilować". Jednak zdarzają się osoby, które tak mocno akceptują siebie, tak mają zbudowane poczucie własnej wartosci, że gorszą się, słuchając o znacznym retuszu zdjęć. Wiem to, ponieważ sama należę do tej grupy - nie lubię usuwania moich pieprzyków ze zdjęć, nie lubię prostowania moich zębów, nie lubię czynienia mnie "opaloną". Wydaje się to ironiczne, jednak mam swoje "zasady" które pozwalają mi, mając takie poglądy, retuszować zdjęcia innych. Drobne zmiany w oświetleniu, kondycji skóry (ach, te pryszcze!) czy poprawieniu makijażu zawsze mogą wydobyć ze zdjęcia to, co najlepsze. Traktuję takie naprawy zdjęcia jako stosowanie makijażu i analizy kolorystycznej do cery. Zwykłe upiększanie, a nie oszukiwanie - nic godzącego w samoakceptację modelki. Natomiast elementy przekłamania rzeczywistości traktuję jak operacje plastyczne (klasyczne: tu mi powiększ, tu mi zmniejsz) i ich nie znoszę. Wykonuję je bardzo rzadko, tylko w określonych celach na specjalną prośbę i tylko dyskretnie, ponieważ jako dobry chirurg plastyczny wiem, co to znaczy tajemnica lekarska. Oczywiście to był żart, nie mam z chirurgią nic wspólnego. Wart doczytać w tym miejscu historię pewnego zdjecia Rumer Willis, która (słusznie!) zwróciła uwagę fotografowi, na aspekt zmniejszenia żuchwy, aby Rumer mogła osiągnąć jakiśtam ustalony przez XXI wiek kanon piękna. 
Retusz powinien być niewidoczny, nie może być generalną wymianą twarzy, ponieważ znajomi Cię nie poznają na profilowym, serio.

Zdjęcie zrobiła Justyna, przerobiłam je na dymplomowe. Retusz polegał na korekcie tonów czerwonych, usunięciu plam z koszuli, zrobienie efektu profesjonalnego tła fotograficznego przy jednoczesnym ocaleniu wszystkich piegów.

Czy temat uważam za wyczerpany i zamknięty? Nie i nie. Temat wyczerpany nie będzie nigdy, ponieważ zawsze pojawiają się pytania o coraz bardziej nowe rzeczy, w ramach jak wzrasta wykształcenie społeczeństwa. Temat nie jest też zamknięty - jestem otwarta na pytania i komentarze, jeśli macie czas na feedback! Czujcie się wolni!

Zdjęcie z ComicConu 2017, które natchnęło mnie do wstawienia tego postu. Mam nadzieję, że się podobał?
*Na koniec uprzedzę pytanie o Instagrama - czasem używam oczywiście filtrów na Instagramie! Do postprodukcji zdjęć z sesji zdjęciowych wykonywanych przeze mnie dla modela nie używam filtrów ani narzędzi automatycznych, tylko wykonuję je ręcznie, dopierajac do każdego zdjecia spersonalizowaną terapię retuszową. Filtrów natomiast używam na Social Media i w sumie uważam, że po to tylko są. Nie wyobrażam sobie wydać modelce całą sesję złożoną tylko ze zdjęć, na które nałożyłam różne filtry/efekty z Instagrama. To przecież może sobie zrobić sama, jeśli ma takie życzenie.


Brak komentarzy:

Teksty i zdjęcia - Katarzyna Kocięcka o ile nie napisano inaczej. Obsługiwane przez usługę Blogger.